Andrzej Zaleski miał ksywkę „Gruby”. Jego ojciec, Lucjan, służył w Ułanach Krechowieckich, a wobec syna był bardzo wymagający. Matka Jadwiga, pracowała w banku. W czasie Powstania Warszawskiego, po pacyfikacji Ochoty, rodzina została rozdzielona. Matka została z Andrzejem wywieziona na roboty do Niemiec, gdzie przeżywali ciężkie bombardowania Aliantów. Ojciec zginął w obozie koncentracyjnym w Niemczech.
Po wojnie Andrzej z Mamą mieszkali w ocalałym domu przy ul. Grójeckiej 40, przy Placu Narutowicza, na parterze. Późno wieczorem Andrzej wpuszczał kolegów przez okno wychodzące na ulicę Barską, co pozwalało unikać tłumaczenia się opłacania dozorcy przy otwieraniu bramy.
W swojej klasie był najsilniejszy, co czasem potwierdzał w bokserskich walkach po lekcjach. Były to zdarzenia bardzo przeżywane przez kolegów, uczestniczących tłumnie w tych spotkaniach.
Z grupą kolegów z klasy budował na przystani przy Wale Miedzeszyńskim jacht żaglowy „Quiz”. Autorem projektu był Jurek Łyżwiński (późniejszy Komandor Polskiego Jacht Klubu): 35 m2 żagla (fok, grot, kliwer), mieczowy, składany maszt o wysokość 11 m. Wyciągany na zimę do stodoły w Mikołajkach, był przez wiele lat „siedzibą” wakacyjną Andrzeja Zaleskiego, kapitana Jurka Łyżwińskiego, Andrzeja Pulwarskiego oraz innych zapraszanych kolegów.
Andrzej pasjonował się polowaniami podwodnymi z kuszą. Potrafił pływać i nurkować z fajką i maską pod woda kilka godzin. Wracał na biwak z rybami nanizanymi na linkę. Rekord to było kilkanaście okoni i szczupaków. Oprócz tego łowił ryby na wędkę z burty Quiza.
Andrzej skończył Politechnikę Warszawską – specjalność samochody i ciągniki. Pracował w Warszawskiej Fabryce Samochodów a następnie w handlu zagranicznym, w tym w Centrali Metalexport. Wyjeżdżał do Francji na winobrania, stamtąd pojechał raz do Norwegii a w końcu do Kanady, gdzie pozostał na rok pracując w biurze projektowym. Po powrocie zabrano mu paszport na 10 lat.
Był pasjonatem karawaningu, miał Poloneza z przyczepą kempingową. Próbował hodować rasowe psy, z Gracją, hartem Afgańskim na czele.
Był wybitnym strzelcem i zawsze miał różne wiatrówki. Strzelał sportowo z pistoletu na warszawskiej Spójni. Brał udział w mistrzostwach Polski w strzelaniu do chowających się sylwetek, strzelanie do 5-ciu tarcz w ciągu 5-ciu lub 3-ech sekund. Andrzej kochał jeść (stąd ksywka „Gruby”), świetnie gotował i urządzał w swym małym mieszkaniu przy ul. Przechodniej znane wśród „Górali” przyjęcia.
Andrzejowi zawsze towarzyszyły atrakcyjne dziewczyny. Żenił się dwa razy – z Alą z Poznania i Anią z Warszawy. Z drugiego małżeństwa miał syna Michała.
Był erudytą i duszą towarzystwa. Aktywnie uczestniczył w działalności stowarzyszenia wychowańców Szkoły Górskiego. Był obecny przy przekazywaniu sztandaru ufundowanego reaktywowanej szkole im, Wojciecha Górskiego na Bielanach (LX Liceum Ogólnokształcące) Andrzej chorował na nowotwór, operował go nasz kolega Wojtek Noszczyk. Po operacji żył jeszcze kilka miesięcy.
Bibliografia: