Opracowania autorskie

Marek Dobrowolski „Małpek”

NASZA KLASA 11b [Matura 1951]

Klasa nasza, jako pierwszy powojenny rocznik przystąpiła do matury po jedenastu,a nie dwunastu latach nauki (jak było przed wojną).

1. Wstęp

W gromadzeniu „biogramów” wychowańców szkoły Górskiego, na stronie internetowej „wychowancygorskiego.pl”, mój udział polegał na zaproponowaniu własnego autobiogramu oraz biogramów dwu, zmarłych już, moich najbliższych kolegów ze szkoły i przyjaciół na całe życie, Andrzeja Paplińskiego i Andrzeja Zaleskiego.

Zapamiętałem poza tym wiele fajnych momentów przeżytych z innymi kolegami z „naszej klasy”, jednak nasze przyjaźnie nie były wystarczająco bliskie bym ośmielił się zaproponować dla niektórych nieobecnych już kolegów, coś na kształt ich biogramów.

Nie mogłem się jednak oprzeć pokusie by nie zapisać różnych migawek, „świetlików” wspomnień związanych z kolegami „Naszej Klasy 11b”, które telepią się jeszcze w mojej głowie, wciąż żywe, będące zastygłymi obrazami wspaniałego, niezapomnia-nego życia szkolnego.

Posłużyłem się przy tym ocalałą listą „naszej klasy” (ostatnio nieco uzupełnioną), przekazaną mi niegdyś przez Andrzeja Zaleskiego wraz ze schematem – niegdysiejszą procedurą wzajemnego powiadamiania o kolejnych spotkaniach wychowańców naszej klasy (patrz załączony skan).

Zapamiętane migawki wspomnień podane są dla każdego kolegi oddzielne, w kolejności alfabetycznej, według listy „naszej klasy” podanej poniżej, tak jak ją zapamiętaliśmy i zapisaliśmy niegdyś w gronie najbliższych kolegów.

Podane w cudzysłowie, obok nazwisk, przezwiska (ksywki ?) pozwoliłem sobie podać, te które zapamiętałem, gdyż w naszej klasie, zawsze zwracaliśmy się do siebie właśnie w tej formie, niesłychanie rzadko używając imion, a już prawie nigdy nazwisk.

Lista uczniów Naszej Klasy 11b (tylko część klasy robiła maturę w 1951r.)

  • Banaszek Jerzy

    2. Beer Jerzy

  • Bończa-Brzostowski Witold „Bączek”

  • Brzeziński Zbigniew

  • Ciupiński Zbigniew „Ciupa”

  • Czubalski Krzysztof

  • Danielski Wojciech „Daniel”

  • Dobrowolski Marek „Małpek”

  • Droste Christian

  • Dudziński Wiesław

  • Dunin Krzysztof

  • Ichnatowicz Zbigniew „Pająk”

  • Janas Robert

  • Kamiński Jerzy

  • Kassube Roman

  • Kochanowski Andrzej „Kochanek”

  • Koprowicz Janusz „Dzieciak”

  • Kowalewski Waldemar

  • Kral Andrzej „Kralik”

  • Leuschner Włodzimierz

  • Łyżwiński Jerzy „Łyżwa”

  • Maciszewski Andrzej „Antena”

  • Martynkin Andrzej „Szprota”

  • Mąkolski Andrzej „Mongoł”

  • Mierkowski Bogumił „Mierkoś”

  • Nowicki Andrzej „Baśka”

  • Ostałowski Ryszard „Naleśnik”

  • Papliński Andrzej „Papla”

  • Parlewicz Bohdan „Parówa”

  • Pique

  • Pulwarski Andrzej „Pulwar”

  • Remiszewski Ryszard „Zyzol”

  • Roszkowski – Miniewski Adam „Glizda”

  • Sawicki Wojciech

  • Skowera Andrzej „Balonik”

  • Skrzyński Wojciech „Skrzynia”

  • Skucha Zbigniew

  • Słomczyński Krzysztof „Szloma”

  • Statkiewicz Sławomir

  • Stefański Edward

  • Strumiłło Justyn „Tusik”

  • Szargot Janusz „Kiszeczka”

  • Timoszewicz Jerzy „Timoś”

  • Wasiak Paweł

  • Wysocki Adam

  • Zaleski Andrzej „Gruby”, „Salcia”, „Salceson”, „Zale-Zaleski”

  • Zaręba Janusz

  • Zawadzki Grzegorz

  • Zapisane tu wspomnienia rozpoczynają się w 1948r, jeszcze w szkole przy ulicy Smolnej 30. Niektóre ze szkolnych przyjaźni trwają  do dziś. Tak wiec wiele zapisanych tu „wspominek” dotyczy nie tylko lat szkolnych, ale lat osiemdziesiątych a nawet późniejszych. też.

    2. Migawki wspomnień

    1. Banaszek Jerzy

    Jurek słabo słyszał, siedział zawsze w pierwszej ławce co miało mu ułatwić kontakt z nauczycielami. Zwykle nie brał udziału w wybrykach szkolnych ale nie był też wyobcowany.

    2. Beer Jerzy

    W latach 1948-49 byłem z Jurkiem (ja, to znaczy Marek Dobrowolski, „Małpek”, piszący te słowa) w harcerskiej „Czarnej Jedynce”. Drużyna ta nie była związana z naszą szkołą, zlokalizowana była w gimnazjum Reytana. Naszym drużynowym był wtedy były żołnierz Szarych Szeregów. Byłem z Jurkiem na miesięcznym obozie „Czarnej Jedynki” w lasach spalskich, na Pilicą. W czasie obozu odbyliśmy „bieg na młodzika” i dostaliśmy krzyże harcerskie.

    Drużyna rozwiązana została po majówce w Baniosze, W niedziele 1-go maja 1949r. zamiast na pochód poszliśmy do kościoła i świętowalismy też 3 maja , co było zabronione.

    Po latach, kiedy na Bielanach XL Liceum nadano imię, Wojciecha Górskiego, podczas uroczystego przekazywania szkole odtworzonego specjalnie sztandaru. będący już lekarzem Jurek próbował ratować naszego starszego kolegę, który przemawiając upadł i umarł z mikrofonem w ręku.

    3. Bończa-Brzostowski Witold, „Bączek”

    Ze względu na „pochodzenie społeczne” był szczególnie prześladowany przez klasowy, zetempowski „aktyw”. Wyjątkowo cichy, nieagresywny.

    4. Brzeziński Zbigniew

    Nie pamiętam tego kolegi, zapisany był na liście przekazanej mi przez Andrzeja Zaleskiego.

    5. Ciupiński Zbigniew, „Ciupa”

    Maturę dostal w nasej szkole w 1952 r. Do dzisiaj bierze udział w naszych comiesięcznych spotkaniach na Starym Mieście.

    6. Czubalski Krzysztof

    Jakoś w klasie kojarzony był z medycyną, może ze względów rodzinnych.

    7. Danielski Wojciech, „Daniel”

    W klasie nie wiedzieliśmy o jego powołaniu. Może tylko coś nie coś w okresie przedmaturalnym. Już jako ksiądz, w kościele Redemptorystów na Nowym Mieście, celebrował niedzielne msze dla „górali”.

    Brał udział w życiu klasowym ale zachowywał grzeczny dystans w stosunku do typowych „rozróbek”, skutkujących dość często wzywaniem  „opieki domowej” do szkoły przez profesora Rosolaka i innych naszych wychowawców.

    8. Dobrowolski Marek, „Małpek” (piszący te słowa)

    Będąc jednym z najmłodszych (ur. w 1935r.) i najmniejszych w klasie, był jednym z najniesforniejszych osobników. Opieka domowa (matka Maria Dobrowolska) była dość często wzywana na Smolną 30, gdzie miała okazje poznać matki Andrzeja Zaleskiego czy Adama Roszkowskiego – Miniewskiego.

    Po odbytym razem z Jurkiem Beerem harcerskim biegu na młodzika (zarwane noce i duży wysiłek) lekarz nie puścił go na letnie kolonie mówiąc matce „pani syn ma roztrzaskane serce”. Ta opowieść rodzinna została mu w pamięci z morałem, żeby nie przejmować się zbytnio hiobowymi wiadomościami dotyczącymi zdrowia.

    Występował w reprezentacji gimnastycznej szkoły (skok przez konia i skrzynię) oraz grywał na bramce w piłkę nożną. Najczęściej w reprezentacji klasy, a raz nawet na stadionie przy ul. Górnośląskiej w reprezentacji Szkoły, w zastępstwie na tej pozycji Zbyszka Kowzy, z koedukacyjnej, równoległej klasy 11a.

    (Patrz zdjęcie Zbyszka w dodatkowej „migawce wspomnień” poświęconej Zbyszkowi Kowzie na końcu tego materiału).

    9. Droste Christian

    Przez jakiś czas siedziałem z nim w jednej ławce. Był chyba ewangelikiem (protestantem ?). Uprzytomniłem to sobie będąc już „dorosłym”, bo przypomniałem sobie jak zostawał w naszej ławce, gdy reszta klasy biegła czasem do kaplicy szkolnej. Mimo stalinowskich czasów, problem religii wśród kolegów z naszej klasy nie istniał. Jak się czyta o dzisiejszych problemach dzielenia dzieci na te które chodzą na religię (lub nie) oraz widzi się temperaturę tych sporów, to nie sposób uniknąć refleksji: jak to możliwe że „za Stalina” tych problemów nie było. A może tylko jako kilkunastoletni szczawik tego nie zapamiętałem?

    Krystian został potem pracownikiem Instytutu Fizyki, Politechniki Warszawskiej. Instytut ten był częścią Instytutu Badań Jądrowych (IBJ). . Słyszałem , że pracował w CERN (Europejskie Centrum Badań Jądrowych) w Genewie. Christian był bardzo spokojnym i uczynnym kolegą, podejrzewam, ze posadzono mnie z nim w jednej ławce aby mitygował moją nieustanną chęć do robienia różnych psot.

    10. Dudziński Wiesław.

    Wołało się do niego chyba „Duda!”, był bardzo czynny w klasie ale niestety wspomnienia o nim „czas zatarł ślad”.

    11. Dunin Krzysztof.

    Był czas, kiedy się z nim przyjaźniłem, ale miał osobowość „kogoś lepszego” i doszło miedzy nami nawet do rękoczynów. Dostałem mocno w gębę.

    12. Ichnatowicz Zbigniew, „Pająk”

    Miał ciemną cerę, ciemne włosy i obfity, jak na nasz wiek, zarost. Grywał w piłkę nożną, w „zośkę” i „cymbergaja”, jak my wszyscy. Był dobry z przedmiotów ścisłych i stosunkowo małomówny.

    13. Janas Robert

    Prezentował zwykły w naszej klasie, wysoki poziom niesforności co skutkowało dość częstymi uwagami nauczycieli. Był dość wysoki i umiał się bić. Pamiętam, jak przy pełnej hałaśliwej złośliwości całej klasy (w tych czasach było nas około 40-stu) nasz wychowawca, Profesor Rosolak wywołał go przed klasę i zganił, a właściwie nieco upokorzył, wrzeszcząc: „Janas!!! UUUhhhhuuu!!! – opieka domowa ma stawić się w szkole !!!”. Ten okrzyk „Uhuuuu!” był tak głośny i ekspresyjny, że długo chodziliśmy za Robertem i straszyliśmy go krzycząc „Uhuuuu”, naśladując Prof. Rosolaka.

    14. Kamiński Jerzy

    Ze względu na nazwisko, ale dokładnej przyczyny nie pamiętam, był kojarzony z książką „Kamienie na szaniec”. Niestarannie ubrany i zawsze trochę nieobecny. I tylko tyle wspomnień po nim mi pozostało.

    15. Kassube Roman

    Dokuczaliśmy mu z powodu obco brzmiącego nazwiska. Związane z tym było jego przezwisko, którego dokładnego brzmienia niestety nie pamiętam.

    16. Kochanowski Andrzej, „Kochanek”

    Z Waldkiem Kowalewskim tworzyli zgrany duet, pełen zabawnych pomysłów. Śmiali się rubasznie ze swoich wyczynów w podobny sposób, z otwartymi szeroko od ucha do ucha ustami. „Kochanek” jeździł w wyścigach rowerowych naszej klasy Wałem Miedzeszyńskim.

    Późniejsza jego tragiczna śmierć, również jego partnerki Tamary, na wyjeździe do pracy w Algierii, do dziś budzi u nas uczucie głębokiego żalu. Chodząc na Powązki do rodzinnego grobu Dobrowolskich zawsze przechodzę obok nagrobka „Kochanka” i Tamary. 

    Więcej o Andrzeju i  Tamarze, naszych tragcznych  szkolnych „Kochankach”  w Okruchach (Zagadkowa śmierć dwojga absolwentów  absolwentów Górskiego…)

    17. Koprowicz Janusz, „Dzieciak”

    Dość korpulentny, również na twarzy, stąd przezwisko – ksywa „dzieciak”. Zawsze wesoły i rubaszny, nie wdawał się w koleżeńskie bijatyki i inne przepychanki.

    Już po studiach korespondował chyba z Andrzejem Paplińskim. Pamiętam jak pisał z Indii, że naprawdę nie wie jak to się stało, ale ma już siedmioro służby. Dwu ogrodników, dwie gosposie, pomoc dla dzieci, odźwiernego/stróża i kogoś tam jeszcze według szczegółowego wykazu. Pracował dla jakiejś organizacji międzynarodowej ale nie pamiętam dla jakiej. Chyba dla FAO (Food and Agriculture Organisation).

    18. Kowalewski Waldemar

    Już go wspominałem pisząc o Andrzeju Kochanowskim. Niewiele więcej w mojej głowie zostało, był szczupły, o pociągłej twarzy i podobnie jak „Kochanek” z głową pełną pomysłowych figlów.

    19. Kral Andrzej, „Kralik”

    Był świetnym uczniem, podobnie jak Timoszewicz głównie z języka Polskiego. Skory do zabawy ale należąc do nielicznej grupy klasowych prymusów, pozostawał nieco na uboczu od rozróbek „klasowej watahy”.

    20. Leuschner Włodzimierz.

    Nic się nie zachowało w mojej pamięci.

    21. Łyżwiński Jerzy, „Łyżwa”

    Pamiętam go głownie z żeglarskich wakacji, spędzanych na Śniardwach. Byłem jednym z załogantów jachtu „Quiz”, wykonanego pod kierownictwem Jurka i według jego projektu, na przystani w Warszawie przy Wale Miedzeszyńskim. W budowie jachtu brali jeszcze udział z naszej klasy Andrzej Zaleski i Andrzej Pulwarski. Mówili, że tylko maszt wykonał szkutnik, reszta drewnianego jachtu była ich dziełem. Całe to towarzystwo spędzało wakacje na jachcie z przyszłymi żonami. Ja czasem do nich dołączałem, przyjeżdżając motocyklem WFM. Raz przyjechałem z Jasiem Szargotem („Kiszeczką”). Dojeżdżali do nas jeszcze inny koledzy, nie tylko z naszej klasy, których nazwisk w tej chwili już nie pamiętam.

    Na zimę „Quiz” był wyciągany z wody do szopy w Mikołajkach. Co wiosnę koledzy tam jeździli „dychtować łajbę” i spuszczać ją do wody, by drewno spuchło i uszczelniło się jak należy. Mieczowy jacht miał trzy żagle, grot, fok i kliwer, wysokość burty ok. 80cm. i składany maszt o wysokości 11m. Nie miał kajuty, spało się w forpiku (do czterech osób), w achterpiku była spiżarnia, nie miał żadnego silnika, wszelką motoryzacją brzydził się Pan Kapitan Jurek. Jedyne na co pozwalał to przewożenie jachtem, z miejsca jednego biwaku na drugi, mojego motocykla, ustawianego obok skrzyni mieczowej.

    Był to chyba najszybszy jacht na jeziorach Śniardwy – Mikołajskie i Bełdan. 35 metrów kwadratowych trzech żagli pozwoliło nam wygrać „regaty” na Bełdanie, ścigając się ze statkiem płynącym do Rucianego. Przyglądający się nam pasażerowie statku bili brawo, a Jurek dumny i blady, przy sterze, z balastem czworga załogantów na burcie, z wydętymi w ostrym przechyle żaglami, był jak Lord Jim, dumny i blady.

    Jurek został w pewnym momencie Komandorem Polskiego Jacht Klubu.

    Wiele lat później, z żonami i dziećmi spotkaliśmy się jednej zimy na łyżwach na rozlewiskach strumienia służewieckiego, przy osiedlu Służew nad Dolinką.

    Już całkiem niedawno córka Jurka, pani doktór w przychodni niedaleko stacji metra Imielin, udzielała mi okulistycznych porad. Zgadaliśmy się, że byliśmy kiedyś razem na Ursynowie na łyżwach. Była wtedy, jak moje dzieci, małą dziewczynką.

    Dawno temu, „Quiza” odkupił od kolegów mój niegdysiejszy Profesor, ś.p. Maciej Radwan z IPPT-PAN, ze swoim zastępcą dr Weźranowskim. Pokryli go plastykiem, wyposażyli w piękną kajutę. Znając moją przygodę z „Quzem” zaprosili nas kiedyś z żoną na rejs po Zalewie Zegrzyńskim. Bardzo nam było milo, ale nasz chyży „Quiz” zrobił się ociężałą, słabo reagującą na wiatr balią. Dobrze że tego Kapitan Jurek nie widział (a może jednak widział?).

    22. Maciszewski Andrzej, „Antena”

    Już nie pamiętam jak długo i dokładnie kiedy był w naszej klasie. Pamiętam natomiast, że w swym ciele nosił pokaźna ilość odłamków po wybuchu pocisku granatnika w którym zginął Krzysztof Włóka, jeszcze gdy szkoła działała przy ulicy Nowogrodzkiej. Mówiło się w klasie, że uratowała go, prawie cudem, jego mama. (Patrz biogram „Anteny” autorstwa Mietka Metlera).

    23. Martynki Andrzej, „Szprota”

    Szczupły (stąd ksywka „szprota”) należał do najbardziej wysportowanych uczni naszej klasy. W wyścigach rowerowych Wałem Miedzeszyńskim zajmował zwykle czołowe miejsca, za najlepszym w klasie Edkiem Stefańskim, późniejszym kolarzem w warszawskiej Legii. Trochę się z „Grubym” boksował, dobrze biegał i skakał, ale jego zainteresowanie sportem już w szkole było bardziej „profesjonalne”. Został później znanym dziennikarzem sportowym, specjalizującym się w rajdach samochodowych.

    Przykładem jak niespodziewanie mogą się przeplatać nasze losy może być fakt, że pracując po studiach w redakcji „Sportowca” przebywał, tak jak zresztą cała redakcja, w lokalu Mokotowska 5 mieszkania 4, gdzie ja mieszkałem od urodzenia (1935r.) aż do wypędzenia po Powstaniu Warszawskim. A jeszcze przed rokiem 1920 mieszkała tam moja babcia Walentyna Amelia Dobrowolska.

    Andrzej Zaleski opowiadał mi, że wraz ze „Szprotą” i innymi jeszcze kolegami zdobyli Volkswagena busa i odbyli nim wielka podróż, przez Turcję, chyba aż do Iraku („Szprota” poprawił mnie, że była to wyprawa do Syrii).

    Andrzej Martynkin od dawna uczestniczy w naszych comiesięcznych spotkaniach na Starym Mieście i jest w grupie działaczy Stowarzyszenia Wychowańców naszej szkoły.

    24. Mąkolski Andrzej, „Mongoł”

    Niezbyt trafioną miał „ksywkę” nawiązująca tylko do nazwiska, bo Andrzej do Mongoła zupełnie nie był podobny. Pamiętam, że trzymał się z Koprowiczem ale nic więcej w pamięci mi nie pozostało.

    25. Mierkowski Bogumił, „Mierkoś”

    Moje wspomnienia dotyczace Mierkośa ą zdominowane przez wielkie nieszczęście które go spotkało. Jadąc tramwajem Alejami Jerozolimskimi do szkoły na Smolną, wypadł z wagonu i stracił obie nogi. O ile pamiętam jedną miał uciętą pod kolanem a drugą wyżej. Drzwi w tramwajach nie były wtedy zamykane i wokół wagonów, na zderzakach zwanych „cyckami”, między wagonami, wisieli pasażerowie, zwłaszcza młodzi chłopcy.

    Jeździliśmy do niego do szpitala z lekcjami, tak że roku szkolnego nie stracił. Do szkoły jeździł na wózku inwalidzkim napędzanym ręcznymi korbami. Niesforni klasowi koledzy, zsadzaliśmy go z tego wózka i urządzaliśmy dzikie wyścigi z bramy Smolna 30, przez podwórko aż na parter szerokiej klatki schodowej. Dopiero interwencje woźnego, Pana Jana, doprowadzały nas do porządku. Sam Boguś tymi zawodami pasjonował się na równi z nami. W ogóle z zadziwiającą pogodą ducha znosił swoje kalectwo.

    Tę pogodę ducha udało mu się utrzymać w czasie studiów na Politechnice Warszawskiej, okupionych aoewnością wielkim wysiłkiem i odpowiednimi zabiegami. Kilka razy się tam spotkaliśmy. Kończył chyba Wydział Mechaniczno – Konstrukcyjny i specjalizował się w budowie protez. Wśród kolegów mówiło się, że znalazł potem towarzyszkę życia i miał dzieci.

    26. Nowicki Andrzej, „Baśka”

    Miał gładką cerę i ciemne włosy a do tego miał (tak mi się wydaje) siostrę Basię i stąd jego przezwisko. Jeśli wolno mi wspominać klasowe plotki, to mówiło się, że właśnie z tą jego ładną siostrą romansował jeden z naszych profesorów. Dobrze się uczył i tyle tylko udało mi się wyciągnąć z mej pamięci.

    27. Ostałowski Ryszard, „Naleśnik”

    Przez pewien czas siedziałem z nim w jednej ławce. Był bardzo koleżeński i grzeczny, dawał mi ściągać odrobione przez siebie lekcje.

    Tu winien jestem wyjaśnienie, że byłem nie tylko niesfornym ale i niedbałym uczniem. Lekcji w domu nie odrabiałem, miałem teczkę – spory skórzany kuferek, w którym nosiłem wszystkie zeszyty i ksiązki. Był on prostokątny, służył więc jako świetny, futbolowy bramkowy słupek na szkolnym boisku przy Smolnej 30. Na pierwszej lekcji przepisywałem od Rysia odrobione przez niego zadania domowe. Ważne było tylko, żeby przetrwać pierwszą lekcje bez wyrwania do odpowiedzi. Chowałem się więc jak mogłem za Rysia, co nie było tak trudne bo był on chłopcem rozrośniętym.

    Rysio zrobił karierę filmową, był partnerem znanej aktorki i piosenkarki Hanny Skarżanki.

    Nie wiem skąd wymyślono jego przezwisko „Naleśnik” ale potem, już jako dorośli zauważyliśmy, jakby nas unikał, odwracał na ulicy wzrok. Złośliwie to interpretowaliśmy tym, że się bał, że jak będzie akurat ze swą sławną żoną, to jakiś klasowy dowcipniś trzepnie go w plecy i wrzaśnie: „Cześć Naleśnik”! Co to by była za skucha!. Ale o ile wiem, nigdy nic takiego nie nastąpiło.

    Córka Rysia, pani Dominika, jest tak podobna do ojca, że jak ją widzę czasem w telewizji, to natychmiast, na moment, wracają mi wspomnienia Rysia ze wspólnej ławki.

    28. Papliński Andrzej, „Papla”.

    Był moim najlepszym kolegą, zaprzyjaźniliśmy się w Naszej Klasie na „całe życie”, i aż do jego śmierci byliśmy w kontakcie. Pod koniec życia przychodził na nasze comiesięczne spotkania. Napisałem jego biogram, który znajduje się na naszej stronie internetowej „wychowancygorskiego.pl”.

    Słuchaliśmy zabronionej i zagłuszanej muzyki jazzowej, byliśmy na pierwszym polskim festiwalu jazzowym w Sopocie, na wystawie „Expo 58” w Brukseli, łaziliśmy po Tatrach poza szlakami (teraz włosy mi się jeżą na głowie gdy wspominam próbę przejścia równoległego do szlaku „Orla Perć” ale trawersem po północnej, mokrej i skruszałej stronie grani).

    Po naszych ożenkach („Papla” widoczny jest obok na moim ślubie, z moją żoną – po lewej, oraz moją siostrą Sylwią) zajęci naszymi rodzinami, widywaliśmy się rzadziej. Odwiedziłem go kiedyś w Pekinie gdzie pracował w Biurze Radcy Handlowego. Po powrocie, on z Chin a ja z Tunezji, widywaliśmy się regularnie na imieninach i innych uroczystościach. Gdy odwiedziłem go chorego w szpitalu, byłem chyba ostatnią osobą z jego otoczenia z którą się pożegnał, mówiąc że ma jeszcze coś ciekawego do poczytania.

    Więcej o Andrzeju Paplińskim w  Biogramach.

     

     

    29. Parlewicz Bogdan, „Parówa”

    Właściwie nic, poza jego przezwiskiem, nie zapamiętałem.

    30. Pique – niestety nawet imienia nie pamiętam

    31. Pulwarski Andrzej, „Pulwar”

    Dwa obszerne wspomnienia tkwią w mojej głowie. Pierwsze dotyczy kilku wspólnych wakacji na Mazurach na pokładzie żaglówki Quiz, częściowo omówione już przy okazji wspomnień o Jurku Łyżwińskim, a drugie to wspomnienie wyprawy rowerowej do Zakopanego.

    Jechaliśmy na rowerach we trzech, chyba zaraz po maturze. „Pulwar”, ja i kolega Andrzeja, którego nazwaliśmy w czasie tej wyprawy „uno suporto” ze względu na to że suport pedałów w ramie jego roweru ciągle ulegał dezintegracji. Pogubiliśmy w końcu kulki z łożysk jego suportu, które zastępowaliśmy szmatkami nasączanymi oliwą. Wyprawa była naprawdę ambitna, poszczególne etapy były następujące. Pierwszy: Warszawa-Łódź po klinkierowej w tym czasie nawierzchni, z szerokimi szczelinami miedzy cegłami. Tylko środkowy, wąski pas z białej cegły był w miarę równy. Mieliśmy posiniaczone ręce, siniaki wychodziły nam aż na zewnętrzne powierzchnie obu dłoni. W Łodzi spaliśmy w hotelu. Drugi dzień to jazda w kierunku Będzina, do znajomych Andrzeja. Nie dotarliśmy tam i przy świetle księżyca w pełni, macając ziemię w poszukiwaniu najmniej mokrego miejsca, spaliśmy przykrywając gołe nogi ręcznikami, gdzieś niedaleko rzeki Warty. Trzecią noc spędziliśmy w Będzinie, potem etapy do Katowic i Krakowa, no i w końcu najtrudniejszy fragment trasy z Krakowa do Zakopanego, gdzie Andrzej miał dla nas „metę” w góralskim domku przy ulicy Kościeliskiej. Jadąc, wtedy jeszcze bez przerzutek, pnącą się w górę „zakopianką”, przed Luboniem zwaliliśmy się ze zmęczenia do rowu, gdzie przespaliśmy chyba z półtorej godziny. Jechałem wtedy na świeżo otrzymanym od rodziców rowerze „Bałtyk”, bardzo ładnym, obręcze 26 cali, hamulce szczękowe z gumkami które niestety bardzo szybko się ścierały.

    Mieliśmy ambitne górskie plany wtedy, gdy jeszcze o rowerach górskich nikomu się nie śniło. Zrealizowaliśmy wycieczki do Morskiego Oka i Smereczyńskiego Stawu. Czasy wtedy były takie, że kiedy wracając, w „strefie przygranicznej”, jechaliśmy ostro w dół, uzbrojeni żołnierze ochrony pogranicza chcieli nas zatrzymać do kontroli, przemknęliśmy mijajac ich. W moim rowerze akurat gumki hamulcowe były już wytarte i hamowałem wciskając nosek trampka miedzy widelec a przednie kolo. Nie było sposobu aby się zatrzymać do wyskakującej z lasu kontroli. Pomknęliśmy więc obok żołnierzy w dół i na serio, baliśmy się, czy nie zaczną za nami strzelać. Przyciskaliśmy się wiec jak najniżej, do naszych rowerowych ram. Do Warszawy wracaliśmy już pociągiem.

    Andrzej Pulwarski (po lewej) i Marek Dobrowolski

    na rowerach przy Stawie Smereczyńskim

    32. Remiszewski Ryszard, „Zyzol”

    Rysiek miał zeza i stąd jego przezwisko. Młodzież bywa okrutna ale wtedy za przezwisko nikomu nie przyszło by do głowy się obrażać. W klasie wołaliśmy do siebie używając prawie wyłącznie naszych przezwisk, przypadki zwracania się po imieniu były rzadkie, po nazwisku zwracali się do nas tylko nauczyciele.

    Wspomnień o Ryśku ze szkoły mam niewiele, chyba tylko to, że byliśmy obaj w grupie słabych, trójkowych uczni, zdecydowanie najliczniejszej w naszej klasie.

    Natomiast po maturze (Rysio zdawał chyba w innej szkole) spotykaliśmy się dość często na potańcówkach w „Stodole” przy Emilii Plater lub w „Hybrydach” na Mokotowskiej. Rysio rozwinął prywatny interes naprawy i budowy na zamówienie ukazujących się w tych czasach telewizorów. A był w tych „klockach” niebywale sprawny. Miał warsztat w suterynie, od frontu przy ulicy Chmielnej (niedaleko Żelaznej). Przyjmował nas zawsze z otwartymi ramionami gdy wpadaliśmy do niego na transmisję ważnych wydarzeń sportowych. Zdejmował z różnych półek kineskop i inne elementy aparatury TV, łączył to wszystko prowizorycznie na blacie warsztatu i już w chwilę potem oglądaliśmy jakiś ważny mecz.

    Woził swoje wyroby volkswagenem furgonetką, co w tych czasach było symbolem dobrze prosperującej „prywatnej inicjatywy”. Zajeżdżał czasem pod „Hybrydy”. Nazywaliśmy ten jego pojazd „baletowóz”.

    33. Roszkowski – Miniewski Adam, „Glizda”

    Pisząc kiedyś klasówkę z języka polskiego, tak nieszczęśliwie ściągnął fragment z trzymanej pod blatem książki, że Prof. Lasocki, omawiając wyniki klasówki zostawił go sobie na koniec mówiąc: „I już bym uwierzył że Roszkowski tak ładnie i mądrze napisał, gdyby coś mnie nie tknęło, że wyrażenie „hufce poetów” gdzieś już czytałem. I rzeczywiście, znalazłem je u Chrzanowskiego !!”. Jak to czasem czyjeś nie-szczęścia, w tym przypadku Adama, zapadają w pamięć. O własnych „wpadkach” pamięta się na ogół krócej.

    Adam wraz z bratem prowadzili duży salon Opla przy ulicy 17-go Stycznia, niedaleko lotniska Okęcie. Po powrocie z Tunezji w 1981r. wobec braku benzyny dostępnej tylko na kartki, kupiłem u niego Opla kadeta diesla, by móc tankować nie reglamentowaną ropę „do pełna”. Jeździłem do niego również na przeglądy Opla.

    34. Sawicki Wojciech

    Muszę niestety zacząć od tego, że Wojtek był najważniejszym chyba działaczem reżimowego Związku Młodzieży Polskiej (ZMP) w naszej klasie. Z Grześkiem Zawadzkim próbowali „socjalistycznie ustawiać” cała klasę. W związku z tym kolegowania z nim właściwie nie było, bo przecież w tych czasach, wprawdzie już po maturze, ale działacze ZMP dostawali od wynajętych „bikiniarzy” mocno po buzi.

    Wojtek robił później partyjną karierę na Politechnice, został w końcu chyba profesorem, ale w jakiej specjalności to już nie pamiętam.

    Kiedyś Wojtek próbował namówić „Bączka” żeby poskarżył profesorowi, że „Pająk” w czasie klasówki akurat ściągał z zeszytu ukrytego pod blatem, czego Profesor nie widział. Jednak nic z tego „socjalistycznego prostowania charakterów” nie wyszło. Trzeba jednak przyznać, że Wojtek działacz, sam z siebie „Pająka” też nie zadenuncjował.

    35. Skowera Andrzej, „Balonik”

    Niewiele pamiętam. Miał budowę ciała zaokrągloną, stąd jego przezwisko. Właściwie jedyne co o nim pamiętam to opowieść „Grubego”, że już jakiś czas po studiach gdy go spotkał i zapytał gdzie pracuje (był chyba medykiem) to odpowiedział: „nie pracuję”, na to „Gruby” : „a co robisz?”, odpowiedział: „spekuluje się”.

    36. Skrzyński Wojciech, „Skrzynia”

    Był dość wątłej budowy, o nieco piskliwym głosie, co było powodem różnych przycinków klasowej gawiedzi. Był chyba dobry w ścisłych przedmiotach i studia też chyba robił w naukach ścisłych. Uciekł z Polski i któryś z korespondujących z nim kolegów opowiedział nam później, że Wojtek pracował „na zmywaku” w Wiedniu i że udało mu się po dłuższym „zmywakowaniu” wyjechać do Australii, gdzie kierował radarem morskimi połowami, namierzając ławice ryb z helikoptera. Ale nie wiem na ile moje wspomnienia są w tej mierze wiarygodne.

    Było to w tym czasie, gdy inny zdolny kolega z niższej klasy, Szafiański, pracownik PAX-u, po dłuższym bidowaniu w Paryżu, z żoną – modelką warszawskiego domu mody, która w Paryżu zarabiała na życie jako kelnerka – nie przyjmował przez kilka lat żadnej „pośledniej” pracy, by wyjechać w końcu do USA i tam „zrobić karierę” jako przedsiębiorca. W Stanach spotykał się z nim Andrzej Zaleski i stąd ta opowieść.

    37. Skucha Zbigniew

    Był rosłym chłopakiem, świetnie się bil i brał czynny udział w klasowych rozróbach. Zwłaszcza w rzucaniu mokrą ścierką w tablicę, która imitowała futbolową bramkę. Nietrafione rzuty zastawiały „wieczne” ślady na świeżo pomalowanej ścianie, co budziło zrozumiałą irytację grona nauczycielskiego.

    38. Słomczyński Krzysztof, „Szloma”

    Pamiętam jak przychodził na nasze comiesięczne zebrania, potem chyba dość niespodziewanie zniknął. Jego sylwetka dobrze pozostała w moich wspomnieniach.

    39. Statkiewicz Sławomir

    Właściwie tylko jedno wspomnienie o Sławku zostało w mojej głowie. Zebranie klasowe ZMP, na którym musiałem być, mimo że do ZMP nie należałem (za młody). Była to „samokrytyka i weryfikacja legitymacji członków ZMP”. Sławka nie zweryfikowano, bo mimo, że do niego osobiście zarzutów nie zgłoszono, to dziewczyna z którą „chodził” do ZMP nie należała. Boże ! Co to były za czasy!

    40. Stefański Edward

    Był świetnym kolarzem, zawsze wygrywał nasze klasowe wyścigi na Wale Miedzeszyńskim. Jeździł później jako zawodnik warszawskiej Legii.

    Jeszcze długo po maturze wspomagaliśmy go drobnymi kwotami gdy wpadł w szpony nałogu. Był bardzo fajnym kompanem i bardzo nam było jego żal, ale ostrzegaliśmy się telefonicznie o jego wizytach.

    Już całkiem po latach krążyła wśród nas opowieść, że Edek, gdzieś kolo Placu Zbawiciela próbował sprzedawać przechodniom szalki od wagi, mówiąc że wagę od tych szalek niestety już spieniężył. Dość ponura anegdota.

    41. Strumiłło Justyn, „Tusik”

    Tusik” miał z naszej klasy największe powodzenie wśród koleżanek. Bardzo mu tego zazdrościliśmy, zwłaszcza w sytuacji gdy do naszej męskiej klasy nigdy nie uczęszczała żadna z naszych ślicznych wychowanek Górskiego. „Tusik” imponował nam jeszcze z tego powodu, ze za ojca chrzestnego miał znanego cukiernika Pana Bliklego. Mieszkał nad cukiernią Bliklego przy ul. Nowy Świat. Od ojca chrzestnego dostał kiedyś piękny rower z przedwojenną rama „od Kamińskiego”, czym również nam imponował podczas klasowych wyścigów Wałem Miedzeszyńskim.

    Jako ciekawostkę muszę podać, że będąc wśród kolegów zapraszanych do domu Tusika, zawsze wtedy wracałem wspomnieniami do czasów okupacji, kiedy to w patio domu na Nowym Świecie w którym Tusik mieszkał, znajdowała się kawiarnia „Latona”, w której „chałturzył” rysownik Zbigniew Lengren robiąc portreciki kawiarnianych gości, znany później z krakowskiego „Przekroju”. W czasie okupacji, Mama prowadziła mnie czasem z siostrą Sylwią do „Latony” na ciastka od Bliklego. Zachował się portrecik Sylwii autorstwa Lengrena, wykonany 25.X.1941 roku w kawiarni „Latona”.

    Justyn był bardzo dobrym kolegą. Uczestniczył w wycieczkach rowerowych, zawodach i różnych imprezach naszej klasy. Jego tragiczna i pełna tajemniczych domysłów śmierć w Paryżu bardzo nami wstrząsnęła.

     

     

     

     

     

     

     

     

     

    42. Szargot Janusz, „Kiszeczka”

    Pojęcia nie mam skąd to przezwisko. Janusz zabrał się kiedyś ze mną na motorze na żeglowanie „Quizem” po Mazurach. Mieliśmy ze sobą namioty i pełne wyposażenie biwakowe w olbrzymich tobołach z tyłu na bagażniku i z przodu na baku, gdy w miejscowości Zgon, na cholernych kocich łbach zatrzymał nas milicjant i wlepił mandat za zbyt szybka jazdę. Nie wiedzieliśmy czy płakać czy się śmiać gdyż na przeładowanej WFM-ce z trudem, przy pomyślnym wietrze, wyciągałem do 65 km/godz. A na wyboistych kocich łbach ledwie się poruszaliśmy.

    43. Timoszewicz Jerzy, „Timoś”

    Był jednym z najlepszych uczni w naszej klasie, zwłaszcza z języka polskiego. Po studiach publikował i zajmował się redakcją różnych działów w czasopismach związanych z „Teatrem”. Współpracował w pewnym okresie z drugim „polonistą” Naszej Klasy, Andrzejem Kralem.

    Jurek był znanym twórcą, działaczem i pedagogiem teatrologii. W Internecie jego osoba i twórczość jest szeroko i pięknie opisana. Pozwalam sobie przytoczyć tutaj fragment opisu jego działalności znaleziony w Internecie, który jakoś szczególnie koresponduje z moimi szczeniackimi wspomnieniami o „Timosiu”, który w stosunku do nas klasowych „szaraczków” nigdy nie zadzierał nosa: Chociaż wzbudzał respekt wśród studentów z powodu wysokich wymagań, był zarazem uwielbiany za serdeczność, gotowość służenia radą i niesienia pomocy.

    44. Wasiak Paweł

    Pamiętam go jako kumpla noszącego się nieco „z waszecia”, ale przecież nic wspólnego z warszawskim połświatkiem nie miał.

    45. Wysocki Adam

    Jedyne co zapamiętałem to jakieś kontakty Adama z Norwegia, chyba w ramach jakiejś pomocy Norwegii dla wojennych dzieci z Polski. Nie pamiętam jednak żadnych szczegółów.

    46. Zaleski Andrzej, „Gruby”, „Salcia”, „Salceson”, „Zale-Zaleski”

    Andrzej „Gruby” Zaleski, wraz z Andrzejem Paplińskim, byli moimi najlepszymi przyjaciółmi, dosłownie „na całe życie”. Obu niestety nie ma już wśród nas. Poniżej zdjęcie Andrzeja Zaleskiego (po środku) gdy mu świadkuję przy jego pierwszym ślubie. Po uzgodnieni szczegółów z drugą żoną Grubego popełniłem” jego biogram zamieszczony już na stronie www. Był charakterystyczną w naszej klasie postacią ze względu na tuszę, stałe docinki i kpiar-stwa kolegów. Najsilniejszy w boksie, co udowadniał w wielu pojedynkach organizowanych po lekcjach z kolegami nie tylko z naszej klasy. Dzięki niemu uczestniczyłem we wspólnych wakacjach na Mazurach jako załogant jachtu „Quiz” (patrz migawki wspomnień o Jurku Łyżwińskim i Andrzeju Pulwarskim). Świetnie strzelał, również sportowo, zawsze miał przy sobie wiatrówki. Na Śniardwach godzinami polował pod wodą z kuszą na ryby. Potrafił wrócić po kilku godzinach polowania w wodzie z naręczem ryb nanizanych na linkę od kuszy. Był niedoścignionym „męskim szowinistą”, rzucał te ryby dziewczynom do skrobania, jak jaki jaskiniowiec babom złowioną zwierzynę, Panie pieniły się w zrozumiałym proteście ale ryby smakowały znakomicie wszystkim. Pytał swoją (Pani Doktór) „Lusię” władczym tonem : „Jaka wczoraj była pogoda ?” co wywoływało salwy śmiechu. Bo przy tym wszystkim był pełnym uroku kompanem, duszą towarzystwa, bardzo oczytanym i ciekawym rozmówca. Mawiał, usprawiedliwiając niejako swoją tuszę: „Jadam tylko raz dziennie, zaczynam rano a kończę wieczorem”.

    Przed laty, bardzo często się spotykaliśmy. Był tak solidny, że 13-go grudnia 1981 roku, gdy ze względu na stan wojenny nie przyszedłem na umówione przed południem spotkanie, to mi to długi czas wypominał. Ogłoszenie stanu wojennego nie powinno być bowiem powodem „wystawienia” przyjaciela.

    Więcej  o Andrzeju Zalewskim w Boigramach.

    47. Zaręba Janusz

    Był silnym chłopakiem, udzielał się sportowo, na twarzy miał ślady po ospie. Mówił tubalnym głosem, był jasnym blondynem i tylko tyle, niestety, tak jak i o wielu innych kolegach w mojej dziurawej pamięci zostało.

    48. Zawadzki Grzegorz. Drugi obok Wojtka Sawickiego czołowy działacz ZMP w klasie. Był silnie zbudowany, twarz szybko mu pąsowiała, zwłaszcza gdy matematyczka Pani Sobocka nieustannie wzywała go to tablicy i po nieudanych odpowiedziach przy tablicy mówiła: „Siadaj, stawiam dwa”. Rząd dwójek przy jego nazwisku w dzienniku lekcyjnym był imponujący.

    Grzegorz nie był jednak tak bojowym, socjalistycznym działaczem jak Wojtek Sawicki Pamiętam jakim klasowym „hitem” było spotkanie bokserskie na które wyzwał go Andrzej „Gruby” Zaleski i z jaka satysfakcją dopingowaliśmy „Grubego” żeby mu rozkwasił buzię.

    .

    Skip to content